zy znacie pyszne i chrupiące andruty z Kalisza? A czy wiecie, że to miasto jest uznawane za najstarsze w Polsce? O tym, jak bardzo jest ważne, wiedział Mieszko III Stary, który w 1146 roku ogłosił Kalisz stolicą księstwa. To właśnie ten długowieczny Super-Piast (żył blisko 80 lat!) oprowadzi nas po swoim ulubionym mieście. A zatem – ruszajmy!
Witajcie w Kaliszu!
Od mojego panowania w Kaliszu tyle się zmieniło. Nawet położenie miasta! Spytacie, jak to możliwe. Otóż za moich czasów Kalisz leżał w miejscu zwanym przez Waszych współczesnych: Zawodzie. Mnóstwo tam było rozlewisk rzeki Prosny. To, że miasto leży teraz w innym miejscu, to sprawka Bolesława Pobożnego. Ale nie mam do niego pretensji… W końcu ufundował ze swoją małżonką Jolantą piękny kościół katedralny pod wezwaniem św. Mikołaja. Sami zobaczcie! Ich wnuk (a mój prapraprawnuk) Kazimierz Wielki też się tu modlił. Kościół do dziś zachwyca nie tylko sędziwą metryką, np. kaplica, zwana „Kaplicą Polską”, przyciąga swoimi młodopolskimi malowidłami. A przy okazji malarstwa, w ołtarzu głównym wisiał kiedyś obraz Rubensa. Niestety, podczas pożaru w 1973 roku zaginął, przepadł niczym kamień w wodę. Całkiem jak kolegiata św. Pawła, o której krążyły legendy, że moce cudowne starły ją z powierzchni ziemi. Jednak polscy uczeni odkryli, gdzie leżała. Oczywiście na Zawodziu! Muszę Was tam zabrać!
Mojego Zawodzia już nie ma, ale Rezerwat Archeologiczny przypomina, jak wyglądało tu przed wiekami. Możecie tutaj zobaczyć kawał odtworzonego grodu, obejrzeć, jak mieszkali rymarz, wdowa tkaczka, służba, rycerze, kowal, garncarz, a nawet komes, który był możnowładcą grodu. Jak patrzę na te chaty, drewniany most, fosę, palisady, to czuję się jak w domu! Wasi uczeni jeszcze nie znaleźli palatium, czyli mojej siedziby, a ja im nie powiem, gdzie szukać. Dzielni są i wytrwali, więc dowiodą swego rozumu bez pomocy z zaświatów. Inaczej tytułu bohaterów nie zdobędą. Na Zawodziu nie tylko jest co zwiedzać, ale i okazji do zabawy nie brakuje. Są warsztaty archeologiczne, żywe lekcje historii, rekonstrukcje i (co najbardziej bliskie memu sercu) „Biesiady Piastowskie”. Podczas nich w grodzie goszczą władcy w mojego rodu, rycerze i ich damy, wojowie, rzemieślnicy, a nawet przypływa łodzią św. Wojciech!
Ach, działo się tu, działo, ale – czas nam do miasta wracać! Przejdziemy się wzdłuż rzeki Prosny, brzegiem Parku Miejskiego, aż do Baszty Dorotki. Dlaczego właśnie tutaj Was prowadzę? Bo z żadnym innym miejscem nie wiąże się tak poruszająca historia. Wieża stanowiła ongiś część murów miejskich i… była więzieniem. Legenda głosi, że ojciec żywcem zamurował w niej swoją córkę. A wszystko dlatego, że on był starostą, a córka jego – Dorotka właśnie – zakochała się ze wzajemnością w zwykłym szewczyku Marcinku. Dziewczyna w baszcie zmarła, a budowla na pamiątkę zyskała jej imię. Baszta wygląda dziś jak za dawnych lat, bo ją pięknie odnowiono, wykonano też malowidło ścienne, które Wy muralem zwiecie. Obrazuje ono panoramę miasta i jego początki. I stoi też rzeźba Marcinka, który tęsknie spogląda, jakby wyczekując swojej ukochanej. Jeśli chcecie poznać więcej legend i opowieści z Kalisza – obejrzycie je wewnątrz na sprzęcie multimedialnym (co za cuda dziś macie – dziw, nad dziwy!). Ale nie bójcie się – nikt Was w baszcie nie zamknie!
Chodźcie Moi Mili! Kto żyw do Kalisza!
źródło: Wielkopolska Organizacja Turystyczna