Zakon krzyżacki, sprowadzony ongiś do Polski przez Księcia Konrada Mazowieckiego dla obrony północnych rubieży Mazowsza przed pogańskimi Prusami, groził w wieku XIV zagładą całemu lechickiemu gniazdu. Podbiwszy przy pomocy miecza i pożogi całą dziedzinę pruską, wdarli się Krzyżacy na Pomorze polskie i do Gdańska, a wreszcie zagarnęli pograniczne ziemie, Chełmińską i Dobrzyńską.
Dawni pogańscy Prusowie, znani ze swoich łupieskich wypraw na Polskę, okazali się jedynie niesfornymi sąsiadami w porównaniu z tymi doskonale uzbrojonymi barbarzyńcami, osłaniającymi mord i rabunek znakiem krzyża.
Co kilka lat zbrojne roty krzyżackie wdzierały się daleko w głąb Wielkopolski i Kujaw, znacząc szlak swego pochodu łunami pożarów i zgliszczami miast i wsi. Polska, rozbita na wiele drobnych i skłóconych ze sobą księstw, nie zawsze mogła sprostać tej ogromnej potędze militarnej, wspomaganej przez cały ówczesny Zachód.
Przykładem zaciekłej walki na śmierć i życie między Polską a teutońskim krzyżactwem były wyprawy zbrojne w 1331 roku, które pozostawiły na Ziemi Wielkopolskiej i w pamięci jej dzielnego ludu niezatarte ślady w postaci licznych podań. Krzyżacy podjęli w owym roku dwie wielkie wyprawy: pierwszą w lipcu na Wielkopolskę, drugą we wrześniu na Kujawy i Kalisz.
Wielkopolska nie była wtedy przygotowana do wojny. Gdy więc roty krzyżackie, paląc po drodze Gniezno, Pobiedziska, Kostrzyń i Środę, zbliżały się od południa ku Poznaniowi, miejscowe rycerstwo wielkopolskie wspólnie z okolicznym chłopstwem zorganizowało wielką obronę. W tym celu wykopano ogromny wał ziemny wzdłuż łańcucha jezior: Zaniemyskiego, Wielkich i Małych jezior, Bnińskiego, Kórnickiego i Skrzynki aż do rzeki Kopły wpadającej do Warty na południe od Poznania. Okop ten, długości pięciu i pół mili, był wzmocniony nawodnionym rowem. W ten sposób powstała ogromna, naturalna reduta, broniona od zachodu i południa korytem Warty, a od wschodu owym okopem ziemnym, łańcuchem jezior i rzeką Kopią. Zamknięty tym szańcem obszar tworzył nieregularny prostokąt i obejmował pięć mil kwadratowych, a służył dla obrony ludności okolicznych wiosek, która schroniła się wraz z całym swoim dobytkiem. Krzyżakom nie udało się zdobyć tego obozu. Do rozprawy doszło pod Zaniemyślem, gdzie część oddziałów napastniczych została rozbita i zmuszona do wycofania się w kierunku Gniezna.
Wzdłuż tego wału przez długie wieki wykopywano kości najezdników, zbroję krzyżacką i miecze ze znakiem krzyża. A resztki owych szańców zachowały się po dzień dzisiejszy i po dzień dzisiejszy miejscowa ludność opowiada, iż te wały sypał i umacniał chłop wielkopolski lat temu przeszło sześćset dla obrony swego życia i mienia przed najazdem wroga.
Rok 1331 nie pozostał bez śladu także i w podaniach ludu Ziemi Kujawskiej. Jedno z nich, związane z bitwą pod Płowcami, tak mówi:
Kiedy Krzyżacy obładowani łupami powracali spod Kalisza i Konina do swoich granic, król polski, Władysław zwany Łokietkiem, zagrodził im ze swym rycerstwem drogę na Kujawach pod Płowcami i zadał dotkliwą klęskę. Krzyżacy zaczęli cofać, ale wtedy uderzył na nich od tyłu pewien książę wielkopolski. Napierani z obu stron, Krzyżacy zaczęli ratować się ucieczką na wschód, w kierunku Brześcia Kujawskiego.
Wieźli wtedy ze sobą ogromną, żelazną skrzynię, wypełnioną zrabowanymi skarbami, a nie chcąc oddać ich w ręce polskie, postanowili je zatopić. Nadjechawszy nad brzeg niewielkiego, ale głębokiego jeziora, położonego wśród pagórków, stoczyli żelazny jaszcz ze wzgórza wprost w głąb jeziora, a sami umknęli. Jezioro to zowie się Sadłożek. Leży o dwie mile od Brześcia Kujawskiego i o niepełną milę od Lubrańca, w dawnej majętności Słożek.
Od czasu bitwy pod Płowcami minęło wiele setek lat, a wieść o skarbach krzyżackich, spoczywających na dnie jeziora Sadłożek, była przekazywana wśród ludu z pokolenia na pokolenie. Zresztą nie tylko wśród ludu. Każdy bowiem z dziedziców Słożka, odstępując lub nabywając ową majętność, zastrzegał sobie w akcie sprzedaży czy kupna specjalne prawa własności na wypadek wydobycia owych skarbów z jeziora.
U schyłku minionego wieku jeden z kolejnych dziedziców Słożka, obywatel Wąsierski, postanowił nawet osuszyć jezioro i skarb ów wydobyć. Sprowadził w tym celu z Brześcia Kujawskiego specjalną machinę z czerpakami do wylewania wody. Ale praca ta została zarzucona, gdyż okazało się, iż dno jeziora zalegają ogromne warstwy grząskiego mułu i szlamu, w którym poszukiwania wszelkie są daremne.
Tak więc skarbiec krzyżacki wciąż jeszcze leży na dnie jeziora Sadłożek i do dziś krąży o nim wśród ludu podanie z czasów króla Łokietka.
źródło: "O Popielu, którego myszy zjadły oraz inne podania i legendy wielkopolskie" (Wyd. Poznańskie, 1984)
ilustracje: Dominik Płóciennik